Przed chwilą wróciłem z pokazu "127 godzin" (Camerimage) i cóż rzec? Wszystkie recenzje płynące zza oceanu okazały się prawdziwe. Nigdy nie uważałem Franco z jakiegoś nadzwyczajnie sprawnego aktora, ale tutaj - miażdży. Jego postać nikogo nie pozostawi obojętnym, autentycznie bawi i autentycznie wzrusza. No i niesławna scena amputacji ręki - bardzo przekonująco. Życzę mu dalszych sukcesów w karierze.
Zabieram się za recenzje filmu...