PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=726385}
4,9 1 245
ocen
4,9 10 1 1245
3,4 5
ocen krytyków
Zeroville
powrót do forum filmu Zeroville

Rok 1969 był przełomowym okresem dla popkultury. Beatlesi wydali ostatni wspólny album a Hollywood właśnie wchodziło w dekadę najlepszych filmowych przedsięwzięć. To właśnie wtedy o swoich największych tytułach fantazjowali jeszcze młodzi reżyserzy, tłumacząc przy cygarze, że rekin-ludojad albo taksówkarz-antagonista to materiały na kinowe arcydzieła. Co złego się wtedy wydarzyło, wiemy doskonale dzięki ostatniemu filmowi Quentina Tarantino. Co dobrego czekało na fabrykę snów, dowiemy się dzięki najnowszemu filmowi Jamesa Franco.

Rok 1969 to również moment, w którym Vikar (w tej roli sam James Franco) przyjeżdża do Hollywood w celu zrobienia kariery w branży filmowej. Dziwnie ubrany i ogolony na łyso bohater początkowo zostaje wzięty za członka sekty Mansona, lecz szybko daje po sobie poznać, że jest prawdziwym filmowym geekiem. Jego charakterystyczną cechą jest tatuaż z tyłu głowy przedstawiający scenę z ulubionego filmu naszego bohatera.

„Places In The Sun” to nie jedyne filmowe odwołanie, jakie dostajemy w Zeroville. Film aż kipi od nawiązań do kinowych klasyków, wplatając je w życie Vikara nieraz niedorzecznymi momentami. Sam bohater dowiaduje się coraz więcej filmowych ciekawostek od kolejnych osób, a sam, słysząc nazwisko znanego reżysera, wymienia bez zastanowienia jego filmografię. Dla wielu kinofilów owe smaczki przyniosą wiele radości podczas odnajdywania ich w filmie, a sam Franco zadbał o wszystkie szczegóły (sami sprawdźcie, kto wyreżyserował wspomniany w filmie „Vampyros Lesbos”) krążąc po amerykańskiej filmografii i lądując nawet na planie „Czasu Apokalipsy”.

Franco w swój nietypowy obraz angażuje całe grono swoich przyjaciół. Już w pierwszej scenie na komisariacie Vikar jest przesłuchiwany przez Dannego McBride’a. Po przyjeździe do Hollywood w sam środek śmietanki towarzyskiej zabiera bohatera Viking Man grany przez Setha Rogena (wystarczy im kilka minut żeby nawiązać symbolicznie do Pineapple Express). Do mieszkania Vikara nieudolnie włamuje się Craig Robinson, który okazuje się być jedynym większym fanem kinematografii od samej głównej postaci, a jego epizodyczna kreacja wnosi najwięcej humoru i groteski do całego filmu. Nie można również zapomnieć o Megan Fox (chociaż w ostatnich latach trochę się o niej zapomniało), która wciela się w rolę Soledad – niespełnionej aktorki z nastoletnią córką, na której finalnie koncentruje się cała fabuła oraz o Rondellu, granego przez Willa Ferrella, który o dziwo daje całkiem ciekawy przykład swoich aktorskich możliwości.

Poza przyjaciółmi Franco wkłada w film dużo niedorzecznego humoru oraz nostalgicznych chwytów dla złotego okresu fabryki snów. Grana przez niego postać aż ocieka absurdem, z czego jego niezręczna mina i nietypowe zachowania często doprowadzają widza do łez. Ponadto Vikar staje się swoistym negatywem dla reszty bohaterów, a jego głowa zdaje się nie przestawać myśleć tylko o filmach i Soledad (Megan Fox). Zeroville perfekcyjnie oddaje ducha lat 60/70 w Los Angeles swoimi psychodelicznymi kadrami, onirycznym prowadzeniem fabuły oraz zgrabnie dopasowanym soundtrackiem i montażem w stylu retro. W połączeniu z wycieczką po kinowych klasykach film daje nam naprawdę dużo frajdy, jeżeli przymkniemy lekko oko.

Bo oczywiście, film całościowo przypomina samego Vikara. Jest trochę dziwny, trochę niezręczny, nie pasuje do swojego otoczenia, nie brakuje mu kiczowatości czy wahań nastrojów. Finansowo okazał się zdecydowaną klapą, a do Polski nawet nie zamierzał dotrzeć. Sam Franco nie kusił się na komercyjny sukces, a w ostatnich czasach mówi się, że robi filmy albo sam dla siebie, albo nie wiadomo dla kogo. W końcu Megan Fox nie tylko w Zeroville jest niezbyt dobrą aktorką, której reżyserzy nie wybierają do żadnych poważnych ról. Może to właśnie dlatego tak pasuje do naszego głównego bohatera.

Na przekór temu wszystkiemu Zeroville jest niezwykle ciekawym filmowym doświadczeniem, sprawdzianem z klasyki kina jak i przyjemną podróżą po starym Hollywood. Może to James Franco, który stworzył film dobrze się bawiąc, nie patrząc na żadne tendencje oraz nie martwiąc się opiniami krytyków osiągnął coś, o czym niektórzy reżyserzy mogą tylko pomarzyć – filmową niezależność. Wszystkie te tanie i kiczowe chwyty, które mamy podane bez żadnych skrupułów jedynie wskazują, że reżyser chciał, żeby wyglądało to dokładnie w taki sposób. I nie wiem jakim cudem mu się udało, ale niektórzy widzowie (w tym ja) patrzą na ten film tak samo jak Vikar na Soledad – przez różowe okulary.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones