Najbardziej mi się podobało, jak Fassbender włożył flet do ust Fassbendera i powiedział Fassbenderowi "blow, I'll do the fingering", następnie zaś pocałował Fassbendera, by przekabacić Fassbendera do poglądów Fassbendera, po czym po pojedynku z Fassbenderem zabija Fassbendera, by przebrać się za Fassbendera.
Tylko, że wtedy w jakikolwiek sposób musiano by wspomnieć o takiej możliwości, pokazać choćby urywek sceny (np. David czytający swoją instrukcję obsługi) cokolwiek co pozwoliłoby widzowi domyślić się, że właśnie tak było. Ponieważ jednak na kilka sekund pokazano znikającą dziurę na szyi Waltera, oczywistym jest powód braku dziury po gwoździu i na pewno nie jest nim podmianka AI.
No skoro pokazują, jak zasklepia się dziura Waltera, po czym w późniejszej scenie Daniels przebija gwoździem Davida i w kolejnych scenach on już jej nie ma, to logicznym jest fakt, że jemu ta dziura też się zasklepiła.
Kiedy W mówi mu, że udoskonalono go od czasu D, stąd zasklepienie.
Poza tym D jest cały w szramach, które się jakoś nie leczą.
Zwykłe babole i tyle.
Niekoniecznie. Jeśli dobrze poszukasz w pamięci to zwrócisz uwagę na to, iż tylko Walter miał umiejętność regeneracji. David był zaskoczony, kiedy Walter "powstał z martwych" i nawet skwitował, że od czasu jego modelu wprowadzono kilka ulepszeń. Ergo, David nie potrafił się regenerować. Poza tym jeśli miałby takową umiejętność, to nie byłoby potrzeby zszywania rany na policzku.
Z jednej strony prawda z tym zasklepieniem rany u Waltera. Z drugiej strony kiedy David zdziwił się widząc go żywego, Walter powiedział coś w stylu "ulepszyli mnie". Więc chyba David nie miał aż takich umiejętności leczenia, choć jego szyja wygląda normalnie po naprawie Shaw.
Na pewno to nie był Walter. Walter zawahał się i zginął.
Inne rany się nie zasklepiały. Mam pytanie gdzie Walter eksperymentował na Shaw? Na planecie inżynierów czy na statku?
Na planecie Inżynierów. Na statku Shaw go zmontowała, po czym poszła spać do kapsuły hibernacyjnej. David zniszczył Inżynierów, po czym obudził Shaw i dopiero wtedy zaczął eksperymentować w tej swojej jaskini.
Ok. To czy nie powinien jej zaatakować wirus?
A tak inna drogą, mógłby powstać całkiem ciekawy i klimatyczny horror/dramat gdyby zdecydowano sie na pokazanie drogi na planetę inżynierów. Jak go poskładała, jak w nim rodził się szalony plan, jak wybijał inżynierów i jak na niej eksperymentował i w końcu jak stworzył kokony.
W zasadzie w tym filmie miało to być, ale ktoś bardzo uwierzył, że wszyscy chcą Aliena a nie Inżynierów. W wyciętej scenie (prequel do filmu) jest pokazane jak ona kładzie się do kapsuły i nie wie o zamiarach Davida. I chyba nic więcej nie zobaczymy.
Też uważam, że dużo ciekawsza byłaby opowieść o Shaw, Dawidzie i neomorfach. Szkoda, że zamiast niego dostaliśmy to cos.
Ja myślę, że David (tzn. dane z jego mózgu) przeniósł się do ciała Waltera za przyzwoleniem tego ostatniego bezprzewodowo - może obaj mieli jakieś routery wi-fi albo przez bluetooth. Walter zapewne złamał się na skutek fermentu, jaki posiał w nim jego brat pytając, czy woli być sługą w raju, czy królem w piekle. Chociaż przez moment, kiedy Daniels pomagała mu zszywać buźkę zszywaczem miałem wrażenie, że gest ten rozpali w nim jakąś iskierkę dobra i empatii, ale jednak zawzięty madafaka z niego był :P
To nie było zdziwienie, prędzej wyraz politowania nad żałosnymi marzeniami małych ludzików... Gdyby ona zadała inaczej pytanie, tak żeby tylko Walter mógł wiedzieć o co chodzi, to ok, ale tutaj wyraźnie zapytała, czy jej pomoże w budowie domku nad jeziorem. Więc żadnego zdziwienia nie mogło być, David by po prostu skłamał, lakonicznie rzucają "oczywiście, że pomogę" i tyle.
gdybyś oglądał film uważnie zwróciłbyś uwagę, że:
1. Android po uruchomieniu komór hipersnu zidentyfikował się Matce jako David numer jakiś tam (co sam w sobie jest ultra debilne bo nie było Davida w systemie Covenanta i jak Matka mogła wpuścić na pokład innego androida - innymi słowy na statek wart 1000000000000000000000000000 USD mógł wejść każdy pomimo sztucznej inteligencji)
2. W ostatniej scenie kiedy Android nagrywa log przedstawia się już jako Walter.
3. Kiedy Android zaczyna szydzić z Daniels podczas procedury uruchamiania hipersnu robi to zdecydowanie w stylu Davida. Walter informował w trakcie filmu, że on jako model ma pewne ograniczenia pod kątem i ma kierować się głównie obowiązkiem czyli raczej nie byłby zdolny do metafor i złośliwości.
4. Czwarta i ostatnia w sumie najważniejsza uwaga - film Covenant fabularnie to nie jest film klasy A. To nie jest nawet film klasy B i C. To naciągane D. Wstyd i hańba dla kinematografii.
No właśnie matka go wpuściła, bo to był Walter, a nie David. Z tym że Walter z osobowością Davida.
Nikt tu nie wspomniał o arcyważnym zdaniu, "wolisz służyć w niebie czy panować w piekle" pod koniec walki androidów. Na początku myślałem że David tymi słowami przekabacił drugiego androida. Ale nie, to Walter się poddał i pewnie zginął. Pominę czas potrzebny na przebranie się w drugiego androida i urwanie sobie ręki bo jest to skrajnie nieprawdopodobne i do tego nie potrzebne. Android jakby chciał to by ich załatwił
Zauważcie że Walter potrafił się leczyć - a po powrocie na statek zszywał sobie część twarzy oraz miał niezagojone rany.
Najlepsza scena z malutkim obcym wychodzącym z ciała kapitana i podnoszącym ręce do góry.
Właśnie wróciłem z kina i jestem mocno zwiedziony. Broniłem "Prometeusza" od fali hejtu zaciekle i wierzyłem, że może być z tego jeszcze coś fajnego, myliłem się. Pod względem wizualnym bez zarzutu ale jeśli chodzi o scenariusz to porażka jak na film, który rodzi takie nadzieje i tytuł, który jest klasyką kinematografii. Nie potrafię zrozumieć idiotyzmu załogi, najpierw londują na planecie, o której nie mają pojęcia odpowiadając za zamrożonych pasażerów i jak myślę za przyszłość ludzkości. Dobra stało się idiota podjął decyzje jak majtek a nie kapitan, następnie kolejny idiotyzm. Wychodzą sobie ze statku ubrani w jakieś uszatki jakby wylądowali na ziemi a nie na planecie, o której tylko wiedzą, że ma warunki zbliżone do ziemskich. Chyba kretyn by się domyślił, że skoro jest flora, jeziora, wodospady to prawdopodobnie będą też najmniejsze organizmy: bakterie, pasożyty, może nawet wirusy zupełnie nieznane. Wychodzą bez kombinezonów narażając się na to wszystko, idiotyzm kompletny. Aż spojrzałem kto był scenarzystą i co się okazało jeden z nich ma całkiem przyzwoity dorobek, myślałem, że Ridley Scott pisał scenariusz, że już mu się ze starości łeb lasuje no ale nie on tylko nakręcił i do reżyserii zastrzeżeń nie można mieć. Naprawdę jestem rozczarowany bo seria "Obcy" zawsze wśród filmów podobnego gatunku stała na wysokim poziomie można było powiedzieć, że był to film ambitny, wśród horrorów SI-FI. "Przymierze" zrównało serię "Obcy" z serią "Obcy kontra Predator". Idiotyzmów było dużo więcej np: przed chwilą dwoje członków załogi zachorowało i zmarło, ktoś został zjedzony przez jakąś istote a jedna pani jakby nigdy nic odłącza się od grupy i idzie sie umyć. No ja bym po takich wrażeniach ani się nie odłączył ani bym niczego nie dotykał tymbardziej wody, która najprędzej może być skażona. To w jaki spsób Dawid podbił planetę rasy wyżej rozwiniętej też woła o pomste do nieba. To na zacofanej ziemi kiedy samolot rejsowy nie odpowiada na wezwania jest eskortowany przez myśliwce i zostaje zestrzelony a tutaj jeszcze mu machali. Żeby "Obcy" spowrotem wrócił na swój kurs to chyba musi się tym ponownie zająć Cameron. Cóż można powiedzieć "Still better love story than twiglight" i nic pozatym, wstyd i żal !
Z idiotyzmami się zgadzam ale co do tych skafandrów to już niekoniecznie. Jak sobie wyobrażasz misję kolonizacyjną na planecie gdzie można oddychać? w skafandrach to powietrza jest pewnie na jakieś 3 godziny. To mieliby by budować bazę, i wychodzić z niej tylko w kombinezonach a do kiedy?. Bo drobnoustrojów niebezpiecznych to nie pozna się oddychając cały czas przez butlę. No i ja to tak rozumiem, że ludzie w uniwersum filmu są na tyle pewni swojego zaawansowania medycznego, że się nie boją tych mikrobów nieznanych aż tak bardzo. Wystarczy im komunikat z komputera, że jest czysto. Wszyscy się czepiają o to także w prometeuszu (chociaż tam łażenie bez skafandrów nie stało się przyczyna niczego złego bo naukowcy spotykając kobry mają skafandry a dawid zaraża na statku kolesia) a przecież bez żadnych kombinezonów popylają w aliens (planeta niby od 20 lat skolonizowana) czy alien 3 (tam więźniowie na obcej planecie też sobie tak łażą). Natomiast to z tą panna co się idzie myć czy kapitanem co włazi sam do tej jaskini (i w ogóle nie trzymaniu się w kupie po takich traumatycznych przeżyciach) to porażka.
"co do tych skafandrów to już niekoniecznie."
Mogli założyć maski z filtrami. Wyobrażasz sobie wylądować na obcej planecie pełnej życia i wziąć od razu głęboki wdech :-) No sorki, ale to już przesada. Zwykła ostrożność nakazywałaby jakiś filterek na twarz założyć.
Maska jak maska, jeszcze stopery do uszu żeby pyłek z purchawki nie wleciał ;-). A tak na poważnie to zejście na nieznaną planetę bez maksymalnych zabezpieczeń przed zagrożeniami środowiska...porażka. Ja rozumiem że tylko tak powstać mogły alieny (David był tam sam jak palec od jakiegoś czasu) ale mogli chociaż uszkodzić jeden ze skafandrów i wtedy otworzyć wrota do zarazy.
W filmie pada kwestia, że tamtą planetę na którą mieli się wybrać to badali 10 lat. Różne próbki pobierali itp, a więc jest pewno znane zagrożenie, wszystko zbadane i wiadomo, że skafandrów nie potrzeba. Tymczasem wybrali sobie potem inną planetę o której nie wiedzieli NIC(bo pada też kwestia, że nikt wcześniej jej nie zaobserwował).
Też strasznie film mnie zawiódł ;( Prometeusz był świetny. Obejrzalemy ze 3x...zaś nowy obcy to normalna kalka jedynki.
Z tymi kombinezonami mogło być też tak, że z góry założyli, że jest bezpiecznie, ponieważ sygnale była śpiewana piosenka i to znana. Także na planecie żył człowiek, a że nie założyli, że może nie żyć i zabił ja jakiś wirus... Ludzie od wieków udowadniają, że są debilami.
A co do tych 2 tys ludzi na statku, to już od początku widać, że niewiele oni obchodzili obudzoną załogę, T nawet zaryzykował ich życie zbliżając sie do pułapu 80 km od burzy wiedząc, że może przypadkowo zabić tych 2 tys ludzi. Po drugie, wyjście na nieznaną planetę ryzykując niepowodzenie głównej misji. Człowiek to egoistyczne stworzenie, tym tylko potwierdzili tą tezę. Woleli pójść na "spacer" na niezbadaną planetę, bo nie chcieli wracać do komór hibernacyjnych - egoizm, czysty egoizm.
Oczywiście, film i tak ma wiele niedociągnięć oraz głupich momentów. Jednak chociaż mogłam popatrzeć na te jakże urocze i mordercze stworzonka! :D
Jeszcze zachowanie tej pilotki lądownika, jej ślizganie się po krwi zakażonego żołnierza itd... Przerażenie i niepokój całą tą sytuacją zagrała chyba najlepiej ze wszystkich, ale ta jej nieudolność była frustrująca. Strzelanie "na pałę" w kierunku zbiorników z paliwem itd. Ech...
To i tak dobrze oceniłeś przy tych wszystkich wpadkach scenariusza ;). Jestem na L4, więc odświeżyłem sobie całą serię od ''Nostromo'' po ''Przymierze''. Jak dla mnie jedynym plusem tego ostatniego był ładny obraz i efekty specjalne. To taki mały plusik, bo w dzisiejszych czasach praktycznie każdy film za duże pieniądze tak wygląda.
Natomiast wszystko oprócz tego to już kompletna porażka.
Całe to zdejmowanie hełmów ochronnych, skafandrów w obcym i nieznanym środowisku oraz dotykanie wszystkiego co popadnie 5 minut po opuszczeniu statku wykręcało mi wręcz wnętrzności podczas seansu.
Na samej Ziemi, gdy polecisz samolotem w zupełnie inny region klimatyczny, można bardzo szybko zarazić się czymś, na co nasz organizm nie jest przygotowany i odporny, a co dopiero na obcej, niezbadanej planecie. Co z tego, że skład powietrza wydaje się idealny, skoro nie wiadomo co w tym powietrzu się "czai". Jakie wirusy? Bakterie? Inne (nowe) niebezpieczeństwa? To jest przecież taka podstawowa wiedza, a w filmie próbują nam wcisnąć, że wyszkoleni naukowcy i astronauci o tym nie mają zielonego pojęcia. To samo w odwrotną stronę. Z mojej wiedzy przygotowując się do podróży kosmicznych i badania nowych planet pojazdy i załogi zachowują maksymalnie możliwą sterylność, aby do nowego świata nie przedostały się nasze "mikroby", aby nie zakłócić tamtejszego ekosystemu.
A potem są zdziwieni, że zaraz po lądowaniu i wyjściu na powierzchnię coś komuś dolega. Za każdym razem. Rozumiem też ludzką ciekawość w poznawaniu nowych gatunków, ale do jasnej ciasnej...bez przesady. Wystawianie ręki do czegoś co przypomina węża albo innego robala (Prometeusz) nie wiedząc jeszcze czy jest jadowity, nie znając jego reakcji? Operowanie głowy Inżyniera bez maseczek? Bez większych zabezpieczeń? Totalnie w to nie wierzę. Wszystko to sprawia, że zamiast czuć jakieś napięcie i chęć odkrywania świata z bohaterami czuję zażenowanie, a czasem nawet wybucham śmiechem.
Na dodatek powielają schemat burzy, która uniemożliwia kontakt na linii statek-ekipa badawcza godzinę po wyjściu w dwóch filmach pod rząd (Prometeusz/Przymierze). Jak maja tyle sprzętu to nie potrafią przewidzieć warunków atmosferycznych? Przecież tym właśnie zajmują sie naukowcy/astronauci przed lądowaniem (Ba! Nawet piloci naszych ziemskich linii lotniczych sprawdzają pogodę).
Akcja z wyeliminowaniem populacji Inżynierów przez Davida to faktycznie straszna bzdura. Statek z bronią biologiczną został dopuszczony do lądowania tuż na miastem zamieszkującym przez rasę, która wyprzedzała nas osiągnięciami całe tysiąclecia. To machanie do przybysza też mnie rozbroiło.
Najlepszy tekst z "Przymierza" to "Feris wypuść mnie. Ty suko!". Myślałem, że pęknę ze śmiechu. Już na tym etapie "kwarantanny" wiedziałem, że ten film, to kompletna porażka. Decyzja o zmianie kursu, mając na sobie taka odpowiedzialność oraz lata badań nad docelową planetą bez podania prawdziwych, naukowych i konkretnych powodów tylko zwykłe ''A sprawdźmy, co nam zależy'' to też nieporozumienie, tak samo jak odłączanie się poszczególnych członków ekspedycji w tych tunelach. Gdybym miał skomentować "Przymierze", a nawet "Prometeusza" (zdecydowanie lepszego) w jednym zdaniu to napisałbym: "Film o najgłupszych naukowcach na świecie" :)
Pozdro ;)
Jeśli chodzi o tzw. planetę inżynierów, to przecież ewidentnie nie była ich "ojczysta" planeta co widać na pierwszy rzut oka, nawet ludność wygląda inaczej, a na widok statku zachowują się jakby zobaczyli boga. to, że mieli na swojej planecie statek dokujący i właz, gdzie można wlecieć i "zaparkować" statek nie znaczy, że to ich planeta, taki sam właz można było zobaczyć na planecie w Prometeuszu. Moim zdaniem jasno zostało pokazane, że to jakaś planeta "poboczna" ludności "inżynieropodobnej" jak naszej. Naprawdę wierzysz, że wielcy inżynierowie, którzy są zaawansowaną techniczne rasą co widać po ich statku, mieszkają w jakiejś wiosce, w której praktycznie nei widać technologii i do tego wyglądają jak poubierani w szmaty uchodźcy?
Pytasz się czy w to... wierzę? Przecież to film sci-fi z logiką, która ledwo trzyma się kupy, więc co ma do tego wiara. Tu może wydarzyć się dosłownie wszystko, bo w jednej części twórcy mieli taki pomysł i założenia, a w drugiej jednak wymyślą coś innego i tak sobie to dopasują/dokleją do fabuły, że NIBY będzie pasować jak ulał :). Nawet jeśli jest tak jak piszesz, co w tym momencie mnie już mało obchodzi (dużo czasu minęło i emocje wyparowały), to eliminuje to tylko jedną głupią wpadkę na dziesiątki pozostałych i nie sprawia, że film wyda się lepszy. Niestety, na coś dobrego muszę jeszcze poczekać, oglądając od czasu do czasu "oryginały" z uniwersum.
Szczerze mówiąc akurat to jest dość duży błąd w zrozumieniu jednego z głównych elementów fabuły i budowania świata przez obie części Prometeusza :)
Jestem świeżo po obejrzeniu wszystkich filmów z serii po raz pierwszy ponieważ nigdy nie przepadałem za sci-fi i dopiero ostatnio się jakoś otwieram na ten gatunek i moim zdaniem taki Alien 4 nie ma w ogóle podskoku ani do Prometeusza ani do kontynuacji, tam to dopiero jest masa idiotyzmów, które mnożą się z każdą minutą filmu. Za to za najlepszą pozycję z całej serii uważam Aliens aka Obcy – decydujące starcie
Tak jak napisałem jestem w stanie przyjąć Twój punkt widzenia co do sytuacji zaistniałej z rozpuszczeniem wirusa przez Dejwida i podejść do fabuły przez jej pryzmat, nie zmienia to jednak głupich zachowań naukowców w obu "nowych" częściach, które skrótowo wymieniałem, a które całkowicie zniszczyły mój odbiór tych filmów.
Co do "Obcy 4" to w takiej wersji w jakiej została "napisana", dla mnie w ogóle nie powinna się wydarzyć. Sam fakt sklonowania kogoś razem z istniejacymi w jego pierwowzorze ciałami obcymi jest absurdalny. To tak jakby klonować człowieka, który miał w sobie tasiemca lub plombę w zębie, a klon po urodzeniu miałby dokładnie to samo. Reszta fabuły to średnio trzymający w napięciu akcyjniak, więc film też do najlepszych nie należy.
Pisząc o "oryginałach" miałem przede wszystkim na myśli dwa pierwsze filmy "Alien" i "Aliens", ale ja mimo pewnej krytyki co do części trzeciej, też jestem jej fanem ;)
Zrozumiałem, że jako oryginały masz na myśli wszystkie 4 części z Ripley :) w pełni się podpisuję pod Twoją opinią dotyczącą czwartej części.
Też uważam, że 3ka jest całkiem niezła. Ogółem podobała mi się bardziej niż część 1sza więc rozumiem Cię doskonale :)
O nie! "Alien: Ressurection" to dla mnie zwyczajna dokrętka bez pomysłu w celu zarobkowym ;). Ripley wciśnięta na siłę, skoro zginęła w części poprzedniej. Ja w ogóle nie miałbym problemu obejrzeć dobrego "Obcego" (w serii podstawowej) bez tej postaci, ale niektórzy pewnie uważaliby to za abominację serii.
Zresztą ogólnie uważam, że dobrze nakręcony film należący do większej serii nie zawsze potrzebuje za wszelką cenę wciskać tam ikoniczną postać. Tak samo wygląda to w "Terminatorze". Arnold był super w pierwszych dwóch częściach. Potem mógł być ewentualnie takim easter eggiem jak np. w Salvation, ale uparto się, że Terminator bez Arnolda to nie Terminator. Wychodzi na to, że wszyscy "szpiedzy" Skynetu mieliby tę samą twarz. No nikt by się nie kapnął ;)
A wracając do obcego...
"Trójkę" obejrzałem jako pierwszą w 1994-5 bodajże, na VHS. Byłem wtedy dzieciak i majty były pełne, ale nadal doceniam klimat tej placówki, bieganie po korytarzach i poświęcającego się "pastora" ;).
"Nostromo" jest świetny, ale trochę się zestarzał w pewnych kwestiach, więc oglądam go najrzadziej. Razem cała trylogia to jednak majstersztyk.
Wydaje mi sie ze sklonowanie Ripley jako hybrydy wzielo sie stad ze DNA obcego laczyl sie z DNA nosiciela zaraz po "zaplodnieniu". Ilosc nieudanych klonow swiadczyla o tym ze probowali wyselekcjonowac te gatunki ale jak bylo widac nie do konca sie udalo. Pomysl z klonowaniem byl jedynym wyjsciem zeby przywrocic Ripley, niepotrzebnie tylko zrobili z niej hybryde.
Z tego jak rozumuję i co kojarzę, to Obcy przejmował pewne cechy gatunku, który był nosicielem, żywiąc się nim od środka. Tyle. Nosiciel, gdy "pasożyt" rozwijał się w nim, nie zmieniał się genetycznie i nie przejmował cech Obcego. Był zwykłym inkubatorem. Tutaj natomiast strasznie zaczęli kombinować w tej "niby genetyce", wmawiając nam, że "tak jest i już", aby tylko przywrócić Ripley. Wolałbym film bez niej, skoro już zginęła. Do mnie pomysł sklonowania dwóch oddzielnych gatunków z jednej próbki na raz, nie trafił.
Z paroma rzeczami mógłbym się zgodzić ale z tą planetą rasy wyżej rozwiniętej nie masz w ogóle racji. Przecież jasnym jest, że to nie jest planeta Inżynierów. Co więcej, nawet same osobniki na niej przebywające przecież nie wyglądają jak inżynierowie, a na widok ich statku cieszą się jakby zobaczyli boga. Innymi słowy to najpewniej kolejna planeta do której życia przyczynili się inżynierowie. Naprawdę wierzysz, że tak rozwinięta rasa miałaby na swojej planecie zaledwie jedną małą wioskę z garstką ludków wyglądających jak kosmiczni cyganie? To, że David myślał, że to ich planeta jest jak najbardizej możliwe, ponieważ wziął lokalizację z komputera pokładowego statku Inżyniera, ale po prostu nie ma takiej możliwości żeby trafił na "główną" planetę inżynierów - tak jak pisałem, ludność wyglądała przecież inaczej, a w dodatku na planecie praktycznie nie było widać oznak technologii oprócz tego statku dokującego i włazu, który był przecież również obecny na planecie z Prometeusza.
Ulubiony motyw? Lądujemy na nowo odkrytej planecie typu ziemskiego, ale cieszmy się równie mocno, co przy wychodzeniu z tramwaju. Obowiązkowo nie zakładamy kombinezonów ochronnych, żadnych butli gazowych, i jeszcze wskakujemy do wody, bo skoro planeta jest jak dżungla amazońska, to na pewno nie będzie na niej wirusów!
Dodałbym, że w zainfekowanym mieście, którego wszyscy mieszkańcy wymarli, obmywamy ranę cieknącą skądś tam wodą.
Dziwi mnie, że takie rzeczy przepuszczają. Nad filmem pracowały setki osób i nikt nie przyczepił się do tego, co mogłoby zaowocować zmianą scenariusza.
I to jest bardzo niepokojące, albo pracują tam ludzie bez wyobraźni (w co wątpię), albo o tym jak będzie wyglądał film decydują producenci trzymający łapę na forsie, którzy mają szczegółowe dane statystyczne dotyczące tego, jakiego rodzaju widzów będzie najwięcej i jakie preferencje mają. "Ludzie chcą flaków i rzeźni, damy i flaki, krew, mord, cierpienie, zgładzimy tysiące istnień! "